W Londynie był cudowny majowy wtorek. Ludzie jak zawsze się śpieszyli, na chodnikach tłoczno. Mieszkańcy tego
brytyjskiego miasta szli z nurtem w
stronę swoich miejsc pracy, gdzie mieli spędzić kolejne 8 godzin. Harry Styles
nie uczestniczył w tej porannej włóczędze. Pakował niezdarnie złożone ciuchy do
czarnej walizki i myślał o tym, co czeka go w Paryżu. Jechał sam, pierwszy raz
od dawna bez chłopaków. Ale co
niezwykłego mogło go tam spotkać? Kolejna fala fanek, tym razem Francuzek,
będzie się za nim ciągnąć krok w krok. Zamiast być sobą, będzie zmuszony udawać
wielką gwiazdę, która potrafi tylko rozdawać autografy i flirtować. A on
przecież jest całkowicie innym człowiekiem i dobrze wiedzieli o tym tylko jego
najbliżsi. Jest wrażliwym, młodym
mężczyzną, którego największym pragnieniem było żyć zgodnie z własnym
sumieniem.
- Nieee- powiedział na głos. Dobrze wiedział co jest jego
największym marzeniem. I kiedy już chciał wypowiedzieć to głośno, bez żadnych
obaw, to pokoju wparował Liam, prawie krzycząc:
- Spóźnisz się na samolot, stary!
- Już, już idę. – Harry wyrzucił Liama z pokoju i dokończył szybko pakowanie.
Dokładniej wziął jedną kupkę ciuchów z szafy i wrzucił ją do walizki. Złapał
rączkę torby i zaczął zmierzać do wyjścia. Tuż przy drzwiach zatrzymał się i
odwrócił. Spojrzał w okno, przez które wpadało cudownie ciepłe słońce. Chciał na głos wypowiedzieć to, o czym śni od
bardzo dawna.
- Chciałbym poznać kogoś, kto pozna mnie całego i
zaakceptuje.
Po chwili założył swoje czarne Ray-Bany i znowu przybrał
twarz amanta. Pożegnał się z chłopakami. Czekała go długa, samotna podróż.
***
- Jeśli Londyn to piękne miasto, to Paryż jest magiczny –
Harry jechał taksówką z otwartymi
ustami. Podziwiał każdą kamienicę, każdy malutki sklepik i przytulny antykwariat.
Widząc to wszystko już planował zwiedzanie Miasta Zakochanych. Właśnie,
Zakochanych. Łudził się, że w Paryżu zdarzy się jakiś cud i Harry spotka
kogoś…..wyjątkowego. Jechał tak około piętnastu minut, aż w końcu taksówka
zatrzymała się przed ogromnym hotelem.
To tu „wielka gwiazda z One Direction” będzie nocowała przez najbliższe
czternaście dni. Po chwili po schodach
zbiegał już lokaj ubrany w ciemnozielony strój i zabierał jego walizki. Na
szczęście na horyzoncie nie było widać żadnych, żądnych autografów, fanek. Harry
wszedł spokojnie po schodach do hotelu i podszedł do recepcji.
- Dzień Dobry, zamawiałem tu pokój na dwa tygodnie. Nazwisko
Styles.
- Oczywiście, że Styles – recepcjonistka mówiła dziwnym,
piszczącym głosem.
- Przepraszam, czy dobrze się Pani czuje? – chłopak
przyjrzał się dokładnie kobiecie.
- Moja córka pana kocha. Będzie zachwycona jeśli jej powiem,
że z Panem rozmawiałam. Czy mogłabym poprosić o autograf? – mówiąc to,
podsunęła malutki notatnik i długopis pod łokieć Harrego. Styles posmutniał. No
tak, o co innego mogło jej chodzić? Wziął długopis i zamaszystym pismem, dał
kobiecie autograf.
- Czy teraz mogę prosić klucz do mojego pokoju?
- Oczywiście – odpowiedziała uradowana paryżanka. Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęła byle
który klucz z regału, stojącego za nią i przeczytała numerek wygrawerowany na
nim:
- Pokój nr 114, z najlepszym widokiem – uśmiechnęła się
szeroko.
- Dziękuję bardzo- odpowiedział zażenowany chłopak. Zabrał
okulary z lady i ruszył w stronę windy. Nieciekawie zaczął się ten jego
„niesamowity” wyjazd. Myśląc ponuro nad
tym, co jeszcze może go tu spotkać dotarł do pokoju nr 114 i włożył klucz do
dziurki. Okazało się, że drzwi były już otwarte.
- Co jest? – zdziwił się Harry i popchnął złotą klamkę.
Wszedł cicho, spokojnie. Jeszcze nigdy, a bardzo często zamieszkiwał hotele,
nie miał otwartych drzwi. Zaczął się rozglądać. Nagle usłyszał, jak ktoś śpiewa
pięknym, kobiecym głosem. Uśmiechnął się, bo była to jedna z jego ulubionych - Florence + The Machine – Addicted to
Love. Głos dobiegał z łazienki. Styles
będąc pewny, że to sprzątaczka przygotowuje pokój, ruszył w tamtą stronę. Wszedł po cichu, nie chcąc przeszkadzać w pracy. To
co tam zobaczył zatkało go. Tyłem do niego stała jakaś dziewczyna, owinięta białym,
hotelowym ręcznikiem. Jedną ręką podpierała się o wannę, a drugą mieszała w
wodnej pianie. Harrego zamurowało. Nie wiedząc co zrobić, powiedział:
- Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?
Lucy:
Spojrzała ma chłopaka stojącego w drzwiach i momentalnie zerwała się na równe nogi. Zrobiła się czerwona i zaczęła poprawiać hotelowy ręcznik.
- Co ty tu robisz? – wydukała- sądziłam, że drzwi były zamknięte.
- Jednak się myliłaś. – uśmiechnął się zawadiacko- nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Lucy Hale, a teraz wyjdź na chwilę. Czuję się niekomfortowo. – wypchnęła go zza drzwi.
Westchnęła zbierając swoje rzeczy z podłogi i ubierając je na swoje nagie ciało. Przecież miała tu przyjechać na wakacje. Miała się nie denerwować i być zadowolona z wyjazdu ufundowanego przez jej uczelnię- Oxford. Studiowała stosunki narodowe powiązane z dziennikarstwem, więc wyjazd był idealną okazją na oddanie zadania semestralnego na temat „ Miłość w kraju miłości”. Spodobał jej się, więc bez wahania wzięła go. W tym samym czasie dostała stypendium od uniwersytetu za idealne oceny i wyjazd do Paryża na dwa tygodnie. Wszystko układało się perfekcyjnie. W końcu to jedno z miast miłości na świecie. Zwiedziła już wiele miejsc, pochodzi z Nowego Jorku. Organizowali wycieczki dość często do Włoch, Hiszpanii innych krajów Europy. Kochała podróżować i poznawać ludzi z drugich krańców świata. Zawsze brała udział w wymianach, projektach międzynarodowych. To była jej pasja, którą będzie próbować ciągnąć przez resztę swojego życia.
Wyszła z łazienki, a chłopak leżał na łóżku przeglądając coś w telefonie. Usiadła obok niego i zabrała mu komórkę na co on zrobił smętną minę.
- Więc skąd się tutaj wziąłeś i dlaczego masz tutaj razem swoje rzeczy? – pokazała palcem walizkę.
- Dostałem ten pokój, więc dziwne bym nie przyniósł swoich rzeczy. – zaśmiał się na co ona się zdenerwowała.
Nie lubiła takich sytuacji w których coś nie było jasne, musiała mieć wszystko zaplanowane, a on to wszystko popsuł. Idealny pierwszy dzień, pomyślała.
- Dziwne jest to, że również mam pokój 114. Trzeba to wyjaśnić. – wstała i poszła w stronę drzwi wyjściowych.
- Ale po co? Nie róbmy afery.
Westchnęła i pociągnęła go za rękę na co on rzekł, że lubi takie ostre. Po pary chwilach miała go dość, a co dopiero jakby miała z nim zamieszkać. Podeszli do jakże uroczej francuski, która mówiła coś w niezrozumiałym dla niej i chyba również dla niego języku.
- Przepraszam bardzo. Zaszła mała pomyłka, ten pan..
- Harry- przerwał jej.
- Więc, Harry ma również pokój 114 co jest niemożliwe. – uśmiechnęła się do ekspedientki.
Dziewczyna zza lady spojrzała na Harry’ego na co on uśmiechnął się i ponownie zajrzała do komputera.
- Rzeczywiście zaszła pomyłka, jednak nie mamy wolnych pokoi. – odpowiedziała urzekającym głosem.
Lucy zaśmiała się nerwowo i odeszła parę kroków od recepcji.
- Czyli musimy mieć wspólny pokój przez te dwa tygodnie naszego pobytu? – usłyszała głos chłopaka.
Jeszcze by tego brakowało, pomyślała. Miały to być spokojne wakacje, które w jednej chwili zamieniły się w piekło. Chciała spędzić je sama śpiewając sobie pod prysznicem i biegać nago kiedy jej się zachcę. Zapragnęła relaksu, spania do popołudnia. Usiadła na schodach, które prowadziły do pokoi i schowała twarz w dłoniach. Przecież nie przeniesie się do innego pokoju, ponieważ nie ma miejsc. Hotel też nie wchodzi w grę, ten był jednym z najlepszych w Paryżu i był w dodatku opłacony.
- Niestety tak, ale jakoś państwu to wynagrodzimy. – powiedziała kaleczącym angielskim. Chłopak uśmiechnął się uroczo i odszedł od recepcji idąc w stronę Lucy. Usiadł blisko niej. Stykali się udami i czuła jego każdy ruch, każdy syndrom. Spojrzała na niego z politowaniem, a on się zaśmiał. Pokręciła oczami i wstała. On złapał ją ukradkiem za rękę i powiedział by poszła z nim na krótki spacer po terenie ośrodka. Chcąc nie chcąc zgodziła się. Szli w milczeniu zastanawiając nad postawioną im sytuacją. Będą musieli to przeżyć, a może bardziej Lucy. Nie lubiła nowych znajomości. Była piękna gwieździsta noc, która dorównała swoim pięknem Paryżowi. Szli w milczeniu wymieniając pojedyncze zdania. Później zaczęli śmiać się i opowiadać o sobie jak się tutaj dostali. On był wielką gwiazdą brytyjskiej sceny muzycznej wraz z jego najlepszymi przyjaciółmi. Był niesamowitym flirciarzem co dał po sobie poznać nawet przy pierwszym spotkaniu w łazience. Był również dość uroczy co również nie dało się ukryć. Jednak obiecała sobie, że się nie zakocha. Doznała przez miłość wiele negatywnych emocji, których nie chciała ponownie przeżywać. Wielka miłość, szczęście po uszy, a później nowa dziewczyna, która zawładnęła jego sercem i spędziła sylwestra całując się z nim o północy. Wtedy zaczęła przestawać wierzyć miłości i księciu na białym koniu.
- Całe dwa tygodnie w jednym pokoju? – zapytała się - zapowiada się interesująco. – spojrzała na niego, a on wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Dobrze, że nie ma moich przyjaciół. Byłoby gorzej. – zaśmiał się.
- Nie lubisz ich? – spytała.
- To nie tak. – odpowiedział- Kocham ich, ale jednak bycie samemu bardziej mi odpowiada. U nich nie przeszłoby coś takiego jak my teraz- gadamy sobie o wszystkim i o niczym, według nich powinienem już cię przelecieć. – westchnął.
- Co ty tu robisz? – wydukała- sądziłam, że drzwi były zamknięte.
- Jednak się myliłaś. – uśmiechnął się zawadiacko- nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Lucy Hale, a teraz wyjdź na chwilę. Czuję się niekomfortowo. – wypchnęła go zza drzwi.
Westchnęła zbierając swoje rzeczy z podłogi i ubierając je na swoje nagie ciało. Przecież miała tu przyjechać na wakacje. Miała się nie denerwować i być zadowolona z wyjazdu ufundowanego przez jej uczelnię- Oxford. Studiowała stosunki narodowe powiązane z dziennikarstwem, więc wyjazd był idealną okazją na oddanie zadania semestralnego na temat „ Miłość w kraju miłości”. Spodobał jej się, więc bez wahania wzięła go. W tym samym czasie dostała stypendium od uniwersytetu za idealne oceny i wyjazd do Paryża na dwa tygodnie. Wszystko układało się perfekcyjnie. W końcu to jedno z miast miłości na świecie. Zwiedziła już wiele miejsc, pochodzi z Nowego Jorku. Organizowali wycieczki dość często do Włoch, Hiszpanii innych krajów Europy. Kochała podróżować i poznawać ludzi z drugich krańców świata. Zawsze brała udział w wymianach, projektach międzynarodowych. To była jej pasja, którą będzie próbować ciągnąć przez resztę swojego życia.
Wyszła z łazienki, a chłopak leżał na łóżku przeglądając coś w telefonie. Usiadła obok niego i zabrała mu komórkę na co on zrobił smętną minę.
- Więc skąd się tutaj wziąłeś i dlaczego masz tutaj razem swoje rzeczy? – pokazała palcem walizkę.
- Dostałem ten pokój, więc dziwne bym nie przyniósł swoich rzeczy. – zaśmiał się na co ona się zdenerwowała.
Nie lubiła takich sytuacji w których coś nie było jasne, musiała mieć wszystko zaplanowane, a on to wszystko popsuł. Idealny pierwszy dzień, pomyślała.
- Dziwne jest to, że również mam pokój 114. Trzeba to wyjaśnić. – wstała i poszła w stronę drzwi wyjściowych.
- Ale po co? Nie róbmy afery.
Westchnęła i pociągnęła go za rękę na co on rzekł, że lubi takie ostre. Po pary chwilach miała go dość, a co dopiero jakby miała z nim zamieszkać. Podeszli do jakże uroczej francuski, która mówiła coś w niezrozumiałym dla niej i chyba również dla niego języku.
- Przepraszam bardzo. Zaszła mała pomyłka, ten pan..
- Harry- przerwał jej.
- Więc, Harry ma również pokój 114 co jest niemożliwe. – uśmiechnęła się do ekspedientki.
Dziewczyna zza lady spojrzała na Harry’ego na co on uśmiechnął się i ponownie zajrzała do komputera.
- Rzeczywiście zaszła pomyłka, jednak nie mamy wolnych pokoi. – odpowiedziała urzekającym głosem.
Lucy zaśmiała się nerwowo i odeszła parę kroków od recepcji.
- Czyli musimy mieć wspólny pokój przez te dwa tygodnie naszego pobytu? – usłyszała głos chłopaka.
Jeszcze by tego brakowało, pomyślała. Miały to być spokojne wakacje, które w jednej chwili zamieniły się w piekło. Chciała spędzić je sama śpiewając sobie pod prysznicem i biegać nago kiedy jej się zachcę. Zapragnęła relaksu, spania do popołudnia. Usiadła na schodach, które prowadziły do pokoi i schowała twarz w dłoniach. Przecież nie przeniesie się do innego pokoju, ponieważ nie ma miejsc. Hotel też nie wchodzi w grę, ten był jednym z najlepszych w Paryżu i był w dodatku opłacony.
- Niestety tak, ale jakoś państwu to wynagrodzimy. – powiedziała kaleczącym angielskim. Chłopak uśmiechnął się uroczo i odszedł od recepcji idąc w stronę Lucy. Usiadł blisko niej. Stykali się udami i czuła jego każdy ruch, każdy syndrom. Spojrzała na niego z politowaniem, a on się zaśmiał. Pokręciła oczami i wstała. On złapał ją ukradkiem za rękę i powiedział by poszła z nim na krótki spacer po terenie ośrodka. Chcąc nie chcąc zgodziła się. Szli w milczeniu zastanawiając nad postawioną im sytuacją. Będą musieli to przeżyć, a może bardziej Lucy. Nie lubiła nowych znajomości. Była piękna gwieździsta noc, która dorównała swoim pięknem Paryżowi. Szli w milczeniu wymieniając pojedyncze zdania. Później zaczęli śmiać się i opowiadać o sobie jak się tutaj dostali. On był wielką gwiazdą brytyjskiej sceny muzycznej wraz z jego najlepszymi przyjaciółmi. Był niesamowitym flirciarzem co dał po sobie poznać nawet przy pierwszym spotkaniu w łazience. Był również dość uroczy co również nie dało się ukryć. Jednak obiecała sobie, że się nie zakocha. Doznała przez miłość wiele negatywnych emocji, których nie chciała ponownie przeżywać. Wielka miłość, szczęście po uszy, a później nowa dziewczyna, która zawładnęła jego sercem i spędziła sylwestra całując się z nim o północy. Wtedy zaczęła przestawać wierzyć miłości i księciu na białym koniu.
- Całe dwa tygodnie w jednym pokoju? – zapytała się - zapowiada się interesująco. – spojrzała na niego, a on wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Dobrze, że nie ma moich przyjaciół. Byłoby gorzej. – zaśmiał się.
- Nie lubisz ich? – spytała.
- To nie tak. – odpowiedział- Kocham ich, ale jednak bycie samemu bardziej mi odpowiada. U nich nie przeszłoby coś takiego jak my teraz- gadamy sobie o wszystkim i o niczym, według nich powinienem już cię przelecieć. – westchnął.
To może lepiej, że ich nie ma. – zaśmiała się.
Zmęczona poszła w stronę pokoju żegnając się z chłopakiem. Zostawiła klucz pod doniczką obok ich pokoju. Położyła się na łóżku i nie z stąd ni z owąd zasnęła rozmyślając o dzisiejszym dniu.
Zmęczona poszła w stronę pokoju żegnając się z chłopakiem. Zostawiła klucz pod doniczką obok ich pokoju. Położyła się na łóżku i nie z stąd ni z owąd zasnęła rozmyślając o dzisiejszym dniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz