poniedziałek, 28 maja 2012

You Belong with Me - Rozdział II

Harry:

Harry obudził się około godziny 9. Przeciągnął się jak zawsze, ale po chwili zauważył dziewczynę śpiącą na łóżku. Na jej twarzy gościł błogi uśmieszek. Przypomniał sobie wszystkie wydarzenia z wczorajszego dnia. Jak dowiedział się, że przez najbliższe dwa tygodnie będzie dzielił pokój z przepiękną dziewczyną. Jak spacerowali po hotelu i rozmawiali o jej studiach, życiu. Jak potem Lucy poszła spać, a on rozmyślał. Nagle dziewczyna przeciągnęła się i spojrzała na niego.
- Dzień Dobry, ślicznotko - oczywiście Harry chciał przywitać się inaczej, ale zawsze wychodził na flirciarza.
- Cześć.
- Życzysz sobie jakieś śniadanie? Właśnie miałem zamawiać.
- Poproszę rogalika z czekoladą i herbatę, zieloną.
- Oczywiście - chłopak wstał i bez żadnych skrępowań, w samych spodenkach, skierował się w stronę hotelowego telefonu. Czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, w pewnym sensie podobało mu się to. Dobrze wiedział, że ma umięśnione ciało, poświęcił na to kilkadziesiąt godzin w siłowni.  Sięgnął po telefon i wybrał numer. Recepcjonista przyjął zamówienie i powiedział coś jeszcze. Harry odłożył słuchawkę.
- Hotel przygotował dziś dla nas rekompensatę za dzielenie pokoju - powiedział - zapraszają nas na wytworną kolację wieczorem - nagle Harry zdobył się na odwagę - Pomyślałem tak sobie, że jeśli idziemy na wspólną kolację, to może spędzimy też razem dzień? Poznamy trochę Paryż i w ogóle. Jeśli nie masz żadnych planów, rzecz jasna.
- Wybacz, ale dziś chcę robić coś innego.
Harry poczuł jak wielka, ostra zadra dociera do jego serca i stopniowo je rozdziera. Dlatego był zawsze takim flirciarzem, a nie po prostu sobą. Bał się odrzucenia, tak cholernie się bał. Smutek wypełnił go już w pełni. Ostatkiem radosnych uczuć zdołał tylko powiedzieć:
- Ok, jasne – i wyszedł do łazienki. Oparł się o umywalkę i spojrzał w lustro. Zobaczył własne odbicie, ale to było inne niż wszystkie poprzednie. Czemu tak bardzo przejął się odpowiedzią Lucy? Czemu w ogóle zaproponował spędzenie dnia razem? I zrozumiał. Przez jeden dzień i jedną noc, zdążył poczuć do niej coś więcej. Niee – pomyślał. To absurdalne. Po prostu zamurował go fakt, że ktoś odmawia wielkiemu Harremu. Usłyszał jak telefon Lucy dzwoni, odebrała. Słyszał jak z kimś rozmawia. Rozłączyła się, a Styles usłyszał:
- Harry?
Szybko otworzył drzwi łazienki, troszkę za szybko.
- Słucham?
- Jednak mam dziś wolny dzień, ale czy Twoja propozycja jest nadal aktualna?
A więc Bóg istnieje. Styles nie krył radości.
-  Oczywiście!
Zjedli razem śniadanie i uszykowali się.  Potem wzięli mapę, aparat i wyszli z hotelu. Zwiedzali wszystko co się dało. Robili sobie zdjęcia pod prawie każdą kamienicą, nieważne czy była znana, czy nie. Harry bawił się jak nigdy w życiu i – co najbardziej go zaskakiwało – był sobą. Czuł także, że Lucy go polubiła, ale nie był tego pewny. Przyglądał jej się za każdym razem, gdy odczytywała jakąś tabliczkę, albo gdy szukała czego na mapie. Zastanawiał się, dlaczego ona budzi w nim takie emocje? W końcu słońce zaczęło chować się za budynkami. Lucy odezwała się:
-Chyba pora wracać do hotelu, co? Czeka nas przeprosinowa kolacja.
Harry zaśmiał się.
- No tak, chodźmy bo się spóźnimy – szli  w milczeniu, każdy obserwując inną stronę ulicy. Harry intensywnie myślał o tym, jak dziś się czuł, a były to całkowicie inne emocje, niż zazwyczaj. Nagle nie wytrzymał i odezwał się:
- Lucy?
- Tak?
-  Nie wiem dlaczego, bo przecież znam Cię ledwo dwa dni, ale spędzając dziś z Tobą dzień, czułem się jak w raju. Było niesamowicie, dziękuję – te słowa kosztowały go masę odwagi i wiedział, że jeśli dziewczyna powie teraz coś niemiłego, lub po prostu nie powie nic, załamie się.

Lucy:
 - Mi również było miło- uśmiechnęła się przyjacielsko patrząc na chłopaka.
Drogę powrotną również rozmawiali i śmiali się w niebo głosy. Było ich pewnie również słychać na wieży Eiffla. Czuła do chłopaka jakąś dziwną więź, niby znali się dosłownie jeden dzień. Jednak ona czuła, że to większy okres czasu. Dojście do pięknego hotelu w samym środku Paryża zajęło jakieś półgodzinki piechotą co im wcale nie przeszkadzało. Gdy weszli do pokoju rozeszli się w swoje strony szykując się na ekskluzywną kolację ufundowaną przez właścicieli hotelu. Lucy nie mogła przejść przez to obojętnie. Ubrała się w jedną ze swoich wyjściowych pięknych sukni, które dostała na urodziny od matki. Była w kolorach pudrowego różu z gorsetem. Dół był rozszerzany i wyglądała w niej cudownie. Delikatny łańcuszek ozdabiał jej szyję, a kolczyki perełki- uszy. Nałożyła białe obcasy i gotowa do wyjścia wyszła w końcu z łazienki zajmując ją około dwudziestu minut. Otworzyła ostrożnie drzwi by sprawdzić czy jest Harry. Na całe szczęście go nie było, więc pewnie czeka już na dole, pomyślała. Szła powoli korytarzem rozglądając się po portretach gości z lat dwudziestych. Hotel był naprawdę magiczny i był zbudowany ze wspomnień gości. Stanęła przy marmurowych schodach, które prowadziły do wielkiej jadani. Zauważyła go w uroczym czarnym garniturze z włosami w lekkim nie ładzie. Z uśmiechem na twarzy krok po kroku zbliżała się do niego, a on z ręką wyciągniętą w jej stronę cierpliwie czekał. Nie umiała chodzić w szpilkach, była to dla niej sztuka, której nie umiała się nauczyć. Po ciężkiej drodze na schodach w końcu złapał jej smukłą dłoń i zaprowadził do jadalni. Była ona ogromna ozdobiona w czerwony i złoty odcień. Lucy czuła się jakby przeniosła się w lata dwudzieste Paryża w których od zawsze była zakochana. Inspirowało ją to na każdym kroku, a teraz tutaj była. Paryż, kochanek, lata 20.
Harry zbliżył się do jej twarzy szeptając, że wygląda ślicznie. Zarumieniła się lekko i dała się zaprowadzić do wyznaczonego im stolika. Okazało się, że nie mieli być sami. Mieli zjeść kolację z dyrektorem hotelu i jego najważniejszymi pracownikami. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, a on się tylko krzepiąco uśmiechnął. Nie wiedziała, że ma to tak wyglądać. Uśmiechnęła się więc i usiadła obok Harry’ego. Wieczór minął na rozmawianiu o interesach z chłopakiem. Ona jednak miała niezły ubaw patrząc na tą scenkę. Znała go jako flirciarza z pokoju 414, a nie jako wykształconego biznesmena. Mają tu za niedługo zagrać koncert co przyniesie ogromne zyski.
- A Panna czym się zajmuję? – zapytał się jej starszy mężczyzna, właściciel hotelu.
- Studiuję stosunki międzynarodowe. Mam napisać pracę semestralną. – uśmiechnęła się przyjaźnie. – „Miłość w kraju/mieście miłości”.
- To trafiłaś idealnie, panienko.
Przytaknęła lekko i ponownie wrócili do rozmów o interesach. Z nudów zaczęła bawić się widelcem, którym jadła potrawkę z homara i żabie udka. Nie smakowało to najlepiej, ale przecież nie wypadało odmówić, prawda?
- Niestety musimy państwa opuścić. – Harry wstał ze stołu podając rękę innym gościom.
Lucy spojrzała na niego odrywając wzrok od widelca i również wstała kłaniając się uroczo przed resztą. Wziął ją za rękę. Zdezorientowana wstała od stołu i poszła za nim. Nie wiedziała gdzie ją ciągnie, jednak ufała mu. Mógłby ją nawet zaprowadzić na koniec świata, nie miałaby mu za to za złe. Weszli do małego uroczego ogródka, który był za hotelem. Uśmiechnęła się pod nosem widząc Harry’ego w tej scenerii. To był jej malutki koniec świata i z szczyptą szczęścia. Usiadł na małej marmurowej ławce klepiąc około siebie miejsce. Pośpiesznie usiadła obok niego stykając tak samo jak przy pierwszym spotkaniu. Czyżby się zakochała? Znowu uwierzyła w prostą miłość? Tak, chyba tak. Gdy się zakocha kolor czerwony wydaję się najlepszym kolorem na ziemi. Nie widzisz nic poza nim. Tak czuła się Lucy. Róże w ogrodzie wydawały się bardziej jaskrawe i zabiały inne kolory swoim blaskiem. Zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu sama zaczęła ubierać się w tym kolorze. Czerwona koszulka, trampki, spodnie. Uśmiechnęła się pod nosem, a chłopak spojrzał na nią zdezorientowany.
- Nic, cieszę się, że po prostu Cię spotkałam. – zachichotała ze szczęścia.
Miała ochotę pocałować go w te piękne pełne usta. Jednak czy to nie za prędko? Czy powinna się tak śpieszyć? Oparła głowę o jego ramię i zaczęli rozmawiać o sprawach zwyczajnych, codziennych. Harry zawzięcie opowiadał o swoim zespole, który miał się tu pojawić za parę dni. Nalegał by poznała ich, ponieważ są wspaniałymi ludźmi. Gdyby nie oni nie było by go tutaj. Ona zaś opowiadała o swoich studiach, o pasji pisania i poznawania innych kultur. Zawsze ją fascynowało i nigdy nie dostrzegała swojego kraju- Ameryki, jako jednego z najwspanialszych. Ciągle doceniała cudze, a nie własne. Taka już była i już tego nie zmieni.
- Będziesz mnie musiał zabrać do Londynu. Jeszcze mnie tam nie zaniosło. – ukradkiem zobaczyła jego zbliżającą się rękę.
- Na pewno to zrobię. Wakacje masz u mnie zapewnione. – zaśmiał się.
Oczy powoli jej się zamykały powoli zasypiając. Jednak ciągle słyszała bacznie każde jego wypowiedziane słowo. Nie przerywał, choć wiedział, że ona zasnęła. A może nie wiedział? Może po prostu chciał wygadać się komuś, jednak nie chciałby żeby ktoś to usłyszał? Był to przecież idealny moment i chyba właśnie o to mu chodziło. Wpatrywał się w gwieździste paryskie niebo, choć czuła również wzrok na jej ciele. Opowiadał o najdrobniejszych szczegółach, sekretach, problemach. Narzekał, że nie lubi być sławny, że to go wykańcza. Nie mogła go zrozumieć nie wiedziała jak to jest. Gdy robiło się zimno i Francuzi powoli wchodzili pod swoje kołdry z zimna, poczuła jak Harry niesie ją na rękach do pokoju. Jak dla niej droga ta trwała za krótko, choć mieszkali na czwartym piętrze. Ostrożnie otworzył drzwi do pokoju i delikatnie położył ją na łóżku zakładając swoją marynarkę. Wzięła głęboki wdech jego cudownej wody kolońskiej i odwróciła się na drugi bok, żeby światło jej nie raziło. Chłopak ściągnął jej buty i położył je na podłodze robiąc przy tym odrobinę hałasu. Zapomniał, że to szpilki. Zgasił lampkę nocną kładąc się obok niej i przytulając jak najcieplej potrafi. Czuła się jak w siódmym niebie. Gdy powoli już obejmował ją morfeusz poczuła jego usta na jej czole.
- Jesteś najlepszą rzeczą w Paryżu, która mnie spotkała. 

czwartek, 24 maja 2012

You Belong with Me - Rozdział I

Harry:

    W Londynie był cudowny majowy wtorek.  Ludzie jak zawsze się śpieszyli,  na chodnikach tłoczno. Mieszkańcy tego brytyjskiego miasta szli  z nurtem w stronę swoich miejsc pracy, gdzie mieli spędzić kolejne 8 godzin. Harry Styles nie uczestniczył w tej porannej włóczędze. Pakował niezdarnie złożone ciuchy do czarnej walizki i myślał o tym, co czeka go w Paryżu. Jechał sam, pierwszy raz od dawna bez chłopaków.  Ale co niezwykłego mogło go tam spotkać? Kolejna fala fanek, tym razem Francuzek, będzie się za nim ciągnąć krok w krok. Zamiast być sobą, będzie zmuszony udawać wielką gwiazdę, która potrafi tylko rozdawać autografy i flirtować. A on przecież jest całkowicie innym człowiekiem i dobrze wiedzieli o tym tylko jego najbliżsi. Jest  wrażliwym, młodym mężczyzną, którego największym pragnieniem było żyć zgodnie z własnym sumieniem.
- Nieee- powiedział na głos. Dobrze wiedział co jest jego największym marzeniem. I kiedy już chciał wypowiedzieć to głośno, bez żadnych obaw, to pokoju wparował Liam, prawie krzycząc:
- Spóźnisz się na samolot, stary!
- Już, już idę. – Harry wyrzucił Liama z  pokoju i dokończył szybko pakowanie. Dokładniej wziął jedną kupkę ciuchów z szafy i wrzucił ją do walizki. Złapał rączkę torby i zaczął zmierzać do wyjścia. Tuż przy drzwiach zatrzymał się i odwrócił. Spojrzał w okno, przez które wpadało cudownie ciepłe słońce.  Chciał na głos wypowiedzieć to, o czym śni od bardzo dawna.
- Chciałbym poznać kogoś, kto pozna mnie całego i zaakceptuje.
Po chwili założył swoje czarne Ray-Bany i znowu przybrał twarz amanta. Pożegnał się z chłopakami. Czekała go długa, samotna podróż.
***
- Jeśli Londyn to piękne miasto, to Paryż jest magiczny – Harry jechał taksówką  z otwartymi ustami. Podziwiał każdą kamienicę, każdy malutki sklepik i przytulny antykwariat. Widząc to wszystko już planował zwiedzanie Miasta Zakochanych. Właśnie, Zakochanych. Łudził się, że w Paryżu zdarzy się jakiś cud i Harry spotka kogoś…..wyjątkowego. Jechał tak około piętnastu minut, aż w końcu taksówka zatrzymała się przed ogromnym  hotelem. To tu „wielka gwiazda z One Direction” będzie nocowała przez najbliższe czternaście dni.  Po chwili po schodach zbiegał już lokaj ubrany w ciemnozielony strój i zabierał jego walizki. Na szczęście na horyzoncie nie było widać żadnych, żądnych autografów, fanek. Harry wszedł spokojnie po schodach do hotelu i podszedł do recepcji.
- Dzień Dobry, zamawiałem tu pokój na dwa tygodnie. Nazwisko Styles.
- Oczywiście, że Styles – recepcjonistka mówiła dziwnym, piszczącym głosem.
- Przepraszam, czy dobrze się Pani czuje? – chłopak przyjrzał się dokładnie kobiecie.
- Moja córka pana kocha. Będzie zachwycona jeśli jej powiem, że z Panem rozmawiałam. Czy mogłabym poprosić o autograf? – mówiąc to, podsunęła malutki notatnik i długopis pod łokieć Harrego. Styles posmutniał. No tak, o co innego mogło jej chodzić? Wziął długopis i zamaszystym pismem, dał kobiecie autograf.
- Czy teraz mogę prosić klucz do mojego pokoju?
- Oczywiście – odpowiedziała uradowana paryżanka.  Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęła byle który klucz z regału, stojącego za nią i przeczytała numerek wygrawerowany na nim:
- Pokój nr 114, z najlepszym widokiem – uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję bardzo- odpowiedział zażenowany chłopak. Zabrał okulary z lady i ruszył w stronę windy. Nieciekawie zaczął się ten jego „niesamowity” wyjazd.  Myśląc ponuro nad tym, co jeszcze może go tu spotkać dotarł do pokoju nr 114 i włożył klucz do dziurki. Okazało się, że drzwi były już otwarte.
- Co jest? – zdziwił się Harry i popchnął złotą klamkę. Wszedł cicho, spokojnie. Jeszcze nigdy, a bardzo często zamieszkiwał hotele, nie miał otwartych drzwi. Zaczął się rozglądać. Nagle usłyszał, jak ktoś śpiewa pięknym, kobiecym głosem. Uśmiechnął się, bo była to jedna z jego ulubionych -  Florence + The Machine – Addicted to Love.  Głos dobiegał z łazienki. Styles będąc pewny, że to sprzątaczka przygotowuje pokój, ruszył  w tamtą stronę. Wszedł  po cichu, nie chcąc przeszkadzać w pracy. To co tam zobaczył zatkało go. Tyłem do niego stała jakaś dziewczyna, owinięta białym, hotelowym ręcznikiem. Jedną ręką podpierała się o wannę, a drugą mieszała w wodnej pianie. Harrego zamurowało. Nie wiedząc co zrobić, powiedział:
- Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?

Lucy:
    Spojrzała ma chłopaka stojącego w drzwiach i momentalnie zerwała się na równe nogi. Zrobiła się czerwona i zaczęła poprawiać hotelowy ręcznik.
- Co ty tu robisz? – wydukała- sądziłam, że drzwi były zamknięte.
- Jednak się myliłaś. – uśmiechnął się zawadiacko- nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Lucy Hale, a teraz wyjdź na chwilę. Czuję się niekomfortowo. – wypchnęła go zza drzwi.
Westchnęła zbierając swoje rzeczy z podłogi i ubierając je na swoje nagie ciało. Przecież miała tu przyjechać na wakacje. Miała się nie denerwować i być zadowolona z wyjazdu ufundowanego przez jej uczelnię- Oxford. Studiowała stosunki narodowe powiązane z dziennikarstwem, więc wyjazd był idealną okazją na oddanie zadania semestralnego na temat „ Miłość w kraju miłości”. Spodobał jej się, więc bez wahania wzięła go. W tym samym czasie dostała stypendium od uniwersytetu za idealne oceny i wyjazd do Paryża na dwa tygodnie. Wszystko układało się perfekcyjnie. W końcu to jedno z miast miłości na świecie. Zwiedziła już wiele miejsc, pochodzi z Nowego Jorku. Organizowali wycieczki dość często do Włoch, Hiszpanii innych krajów Europy. Kochała podróżować i poznawać ludzi z drugich krańców świata. Zawsze brała udział w wymianach, projektach międzynarodowych. To była jej pasja, którą będzie próbować ciągnąć przez resztę swojego życia.
Wyszła z łazienki, a chłopak leżał na łóżku przeglądając coś w telefonie. Usiadła obok niego i zabrała mu komórkę na co on zrobił smętną minę.
- Więc skąd się tutaj wziąłeś i dlaczego masz tutaj razem swoje rzeczy? – pokazała palcem walizkę.
- Dostałem ten pokój, więc dziwne bym nie przyniósł swoich rzeczy. – zaśmiał się na co ona się zdenerwowała.
Nie lubiła takich sytuacji w których coś nie było jasne, musiała mieć wszystko zaplanowane, a on to wszystko popsuł. Idealny pierwszy dzień, pomyślała.
- Dziwne jest to, że również mam pokój 114. Trzeba to wyjaśnić. – wstała i poszła w stronę drzwi wyjściowych.
- Ale po co? Nie róbmy afery.
Westchnęła i pociągnęła go za rękę na co on rzekł, że lubi takie ostre. Po pary chwilach miała go dość, a co dopiero jakby miała z nim zamieszkać. Podeszli do jakże uroczej francuski, która mówiła coś w niezrozumiałym dla niej i chyba również dla niego języku.
- Przepraszam bardzo. Zaszła mała pomyłka, ten pan..
- Harry- przerwał jej.
- Więc, Harry ma również pokój 114 co jest niemożliwe. – uśmiechnęła się do ekspedientki.
Dziewczyna zza lady spojrzała na Harry’ego na co on uśmiechnął się i ponownie zajrzała do komputera.
- Rzeczywiście zaszła pomyłka, jednak nie mamy wolnych pokoi. – odpowiedziała urzekającym głosem.
Lucy zaśmiała się nerwowo i odeszła parę kroków od recepcji.
- Czyli musimy mieć wspólny pokój przez te dwa tygodnie naszego pobytu? – usłyszała głos chłopaka.
Jeszcze by tego brakowało, pomyślała. Miały to być spokojne wakacje, które w jednej chwili zamieniły się w piekło. Chciała spędzić je sama śpiewając sobie pod prysznicem i biegać nago kiedy jej się zachcę. Zapragnęła relaksu, spania do popołudnia. Usiadła na schodach, które prowadziły do pokoi i schowała twarz w dłoniach. Przecież nie przeniesie się do innego pokoju, ponieważ nie ma miejsc. Hotel też nie wchodzi w grę, ten był jednym z najlepszych w Paryżu i był w dodatku opłacony.
- Niestety tak, ale jakoś państwu to wynagrodzimy. – powiedziała kaleczącym angielskim. Chłopak uśmiechnął się uroczo i odszedł od recepcji idąc w stronę Lucy. Usiadł blisko niej. Stykali się udami i czuła jego każdy ruch, każdy syndrom. Spojrzała na niego z politowaniem, a on się zaśmiał. Pokręciła oczami i wstała. On złapał ją ukradkiem za rękę i powiedział by poszła z nim na krótki spacer po terenie ośrodka. Chcąc nie chcąc zgodziła się. Szli w milczeniu zastanawiając nad postawioną im sytuacją. Będą musieli to przeżyć, a może bardziej Lucy. Nie lubiła nowych znajomości. Była piękna gwieździsta noc, która dorównała swoim pięknem Paryżowi. Szli w milczeniu wymieniając pojedyncze zdania. Później zaczęli śmiać się i opowiadać o sobie jak się tutaj dostali. On był wielką gwiazdą brytyjskiej sceny muzycznej wraz z jego najlepszymi przyjaciółmi. Był niesamowitym flirciarzem co dał po sobie poznać nawet przy pierwszym spotkaniu w łazience. Był również dość uroczy co również nie dało się ukryć. Jednak obiecała sobie, że się nie zakocha. Doznała przez miłość wiele negatywnych emocji, których nie chciała ponownie przeżywać. Wielka miłość, szczęście po uszy, a później nowa dziewczyna, która zawładnęła jego sercem i spędziła sylwestra całując się z nim o północy. Wtedy zaczęła przestawać wierzyć miłości i księciu na białym koniu.
- Całe dwa tygodnie w jednym pokoju? – zapytała się - zapowiada się interesująco. – spojrzała na niego, a on wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Dobrze, że nie ma moich przyjaciół. Byłoby gorzej. – zaśmiał się.
- Nie lubisz ich? – spytała.
- To nie tak. – odpowiedział- Kocham ich, ale jednak bycie samemu bardziej mi odpowiada. U nich nie przeszłoby coś takiego jak my teraz- gadamy sobie o wszystkim i o niczym, według nich powinienem już cię przelecieć. – westchnął. 
  To może lepiej, że ich nie ma. – zaśmiała się.
Zmęczona poszła w stronę pokoju żegnając się z chłopakiem. Zostawiła klucz pod doniczką obok ich pokoju. Położyła się na łóżku i nie z stąd ni z owąd zasnęła rozmyślając o dzisiejszym dniu. 

piątek, 18 maja 2012

You Belong With Me - jak i co :)

     Miałam pisać kolejne opowiadanie i obiecuję, że już niedługo tu będzie. Tytuł trochę zmieniony, zdecydowanie na lepszy. To opowiadanie będę pisała razem z moją ukochaną Nidą, która będzie widziała to wszystko z perspektywy Lucy, a ja Harrego. Rozdziały będą na przemian. Mam nadzieję, że się Wam spodoba! :)

środa, 16 maja 2012

Kolejne opowiadanie!

 Po "Never Let You Go" i Niallu [którego przez to opowiadanie jeszcze bardziej pokochałam], czas na Harrego (: Jeszcze nie zaczęłam pisać, ale razem z moją kochaną Nidą obmyśliłyśmy zarys i dzięki temu mogę Wam już przedstawić bohaterów:


Lucy Hastings - 19-latka mieszkająca w Londynie, a studiująca na Oxfordzie :3 Poznajemy ją jako typową kujonkę, której ambicja nie zna granic, lecz Lucy całe życie czekała na niesamowitą przygodę, która pozwoli jej na spontaniczność. Relacje z Harrym są właśnie TĄ przygodą. Wyjazd do Paryża również.


Harold "Harry" Edward Styles -  urodził się 1 lutego 1994 w Holmes Chapel, Cheshire, Wielka Brytania. Harry ma starszą siostrę- Gemmę. Kiedy przyjeżdża do Paryża jest pewien, że nic dobrego go tam nie spotka. Jak bardzo się myli :)


Postaram się napisać jutro i wstawić dla Was pierwszy rozdział. Planowany tytuł to "Magic World with You", ale jeszcze nie wiem :)


Never Let You Go - Rozdział V


    Minął tydzień. 7 dni,  w czasie których żadne z nich się nie odezwało. Rachel miała wolne – remont w kawiarni. Niall pojechał do Irlandii, do domu. Rachel wie, bo Kate śledzi jego twittera.  19-latka nie wiedziała co ma zrobić. Lubiła go i to bardzo, ale po incydencie z  fankami uświadomiła sobie, że to za dużo jak na nią. Bała się, że nie sprosta temu wszystkiemu. Wszystko co piękne kiedyś się kończy i Rachel bardzo dobrze o tym wiedziała. Nie liczyli się z otaczającym się światem, kiedy rozpoczęli „to wszystko”. Teraz nie potrafiła już inaczej tego nazwać. Kiedy tak siedziała w swoim ulubionym fotelu do pokoju weszła Kate z laptopem.
- Twój książę wrócił do Londynu.
- To nie jest mój książę. Ta bajka się już skończyła, niestety nie z happy endem.
- Kochanie, ona jeszcze nie zdążyła się rozkręcić.
Rachel nagle wstała.
- Mam dość tego wszystkiego. Idę się przejść - zabrała płaszcz i wyszła. Nie wiedziała dokładnie gdzie chce iść, nogi same ją prowadziły. Spodziewała się tego. Doszła do parku. Do tego parku. Teraz także wiedziała gdzie iść. Szła szarą alejką, oglądając drzewa dookoła. Ta podróż trwała niecałe 10 minut, aż w końcu zobaczyła to, co chciała zobaczyć. Niczym niewyróżniająca się ławka. Brązowa jak cała reszta w tym parku. Ale ta ławka była dla niej wyjątkowa. Po chwili uświadomiła sobie, że ktoś zajmuje tę ławkę i, że nie był to przypadkowy ktoś. Te włosy, to ciało, tę twarz Rachel rozpoznawała z daleka. Bała się podejść, tak cholernie się bała. Zrobiła pierwszy krok. Mały, cichy. Ale on i tak ją usłyszał. Oderwał się od swoich myśli i spojrzał na nią tymi cudownymi oczami.
-Przyszłaś tu- powiedział – dlaczego?
- Bo nie mogę przestać o Tobie myśleć? Bo wtargnąłeś do mojego ułożonego świata, a ja zamiast wyrzucić, zadomowiłam Cię tam? A może dlatego, że jestem w Tobie tak cholernie zadurzona?
I wszystkie uczucia wzięły górę nad rozsądkiem. Niall momentalnie wstał i objął ją. Rachel wcale się nie broniła. Tak jakby zapomniała o całym pechowym tygodniu. Oddali się wszelkim emocjom. Oddali się miłości. Trwało to długo, w końcu to zakochanie musiało trochę czekać na szczęśliwy finał. Kiedy ta cudowna chwila się skończyła, usiedli razem na ławce.
- Czy my damy radę? – Rachel wpatrywała się w jego twarz.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię skrzywdził.
Dziewczyna przytuliła się mocno do jego ciepłej bluzy i trwała tak przez kolejny okres czasu.
- Musisz gdzieś ze mną pójść – powiedział nagle chłopak. Wstał i złapał Rachel za rękę. Szli szybkim tempem, w Londynie powoli ściemniało się.  Po chwili Niall zatrzymał się.
- Zakryj oczy.
- Ale dlaczego?
-Zaufaj mi, proszę – pocałował ją w czoło.
- No dobrze – 19-latka wyjęła chustkę i zawiązała ją. Niall złapał ją za rękę i ruszył. Droga strasznie dłużyła się Rachel, kiedy nagle poczuła, że chłopak wnosi ją gdzieś. Wydawało jej się, że wsiedli to czegoś rodzaju windy. Nie myliła się. „To coś” nagle ruszyło, zaczęło wjeżdżać do góry. I w pewnym momencie zatrzymało się. Niall zaczął rozwiązywać Rachel chustkę.
- Witam Cię na London Eye.
Rachel nie wierzyła własnym oczom. Unosiła się kilkadziesiąt metrów nad ziemią i obserwowała Londyn nocą.
- Jak cudownie – tylko to udało się powiedzieć. Usiedli wtuleni w siebie i patrzyli na to piękne miasto. Zaczęli wymieniać miejsca, które muszą zwiedzić razem. A potem znów zamilkli i obserwowali gwiazdy.  Trwało to długo, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Byli razem, pomimo wszystkich trudności. W końcu dziewczyna odezwała się:
- To gdzie teraz?
- Nie wiem. Gdziekolwiek teraz pójdę, będę w raju.
- Jak to? Dlaczego?
Niall objął ją, namiętnie pocałował, a następnie wyszeptał jej do ucha:
 - Bo będę z Tobą, Rachel.

wtorek, 15 maja 2012

Never Let You Go - Rozdział IV


Dzień zaczął się zaskakująco miło, sms-em od niego. „Co powiesz na wspólny dzień? Przygotowałem niespodziankę :)” Rachel uśmiechnęła się do telefonu. Była sobota, słońce świeciło. Rachel  w weekendy nie pracuje. Czemu miałaby się nie zgodzić? Umówili się w południe przed jej domem. Dziewczyna zaczęła się więc szykować. Przecież umówiła się z światową gwiazdą. Zaśmiała się na samą myśl o tym. Nigdy nie uważała go za kogoś sławnego. Był taki naturalny, taki zwykły, a zarazem strasznie uroczy. Uwielbiała spędzać z nim czas. Otworzyła białą szafę, w której roiło się od kolorowych ciuchów. Zdecydowała się na białą koszulę w gwiazdki i cytrynowe cygaretki. W takim stroju poszła do łazienki, gdzie rozczesała brązowe loki. Natychmiast ułożyły się na swoim miejscu. Zawsze kochała swoje włosy.  Pomyślała o tym, co na dziś przygotował Niall. Rozmarzona spojrzała na zegarek i zrobiła ogromne oczy. 11:50! Biegiem przygotowała sobie tosty i zjadła je. Porwała beżowy płaszcz i założyła najważniejszą część ubioru. Miętowe baleriny. Dobrze wiedziała, że gdyby nie one, być może ta niesamowita przygoda nigdy by się nie zaczęła. Stanęła tuż przed drzwiami i spojrzała na zegarek. 11:59. Odetchnęła głęboko i pomyślała o jego oczach. Uśmiechnęła się i nacisnęła klamkę. A on już tam stał, oparty o murek. Rozpromienił się na jej widok. Podszedł i wręczył jej bukiet małych różyczek.
- Dziś zapraszam Cię do parku – powiedział skromnie – do tego parku, gdzie pierwszy raz Cię spotkałem -  odruchowo spojrzał na dół, na buty Rachel i na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Niall, jesteś niesamowity.
- Staram się. Dla Ciebie. – i złapał ją za rękę – chodź. Idziemy na spacer.
Szli tak przez całe miasto trzymając się za ręce.  Wspólnie oglądali krajobrazy miejskie Londynu.  Nagle zza zakrętu wybiegła jakaś dziewczyna. Stanęła tuż przed nimi, przyjrzała się dokładnie i krzyknęła. Zza tego samego zakrętu wybiegła masa fanek, które zaczęły krzyczeć i obrażać Rachel. Na tym niestety się nie skończyło. Po chwili zaczęły do niej podchodzić z zamiarem oderwania jej od Nialla. Dziewczyna była w totalnym szoku. Nie wiedziała co się dzieje i do czego zdolne są te nastolatki. Niall szybko zareagował.  Zaczął krzyczeć coś do fanek, odepchnął je i zabrał stamtąd Rachel, która była całkowicie zdezorientowana. Weszli do jakiejś małej kawiarni i usiedli przy jednym ze stolików. Siedzieli w ciszy przez jakieś 5 minut, kiedy chłopak postanowił się odezwać:
- Nic Ci się nie stało? Może jednak pójdziemy do domu.
- Jestem tylko trochę skołowana. To co się wydarzyło było straszne. – zamilkła na moment – A jeśli tak będzie zawsze, kiedy wyjdziemy gdzieś razem? Czy za każdym razem będą chciały mnie zniszczyć? Nie wiem czy będę w stanie to wytrzymać- powiedziała prawie ze łzami w oczach.
- Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała już więcej się ze mną spotykać .
- Tak. Nie. Nie wiem. Muszę to przemyśleć. 
- Oczywiście.
Rachel wstała i zabrała swoje rzeczy. Spojrzała na Nialla, który siedział ze spuszczoną głową. Wiedziała, że to co teraz powie, jeszcze mocniej go zdołuje, ale musiała.
- Nie dzwoń do mnie ani nie pisz na razie, proszę – i powiedziawszy to, wyszła.